środa, 20 października 2021

STUDENCKA LOVE CZ. 35

Ze snu wyrwał mnie dźwięk  tłuczonego szkła. Przestraszona, aż podskoczyłam nerwowo na łóżku. Gdy serce złapało spokojny rytm wstałam ostrożnie i poszłam powoli do kuchni. Zastałam tam Krystiana zbierającego z podłogi, odłamki stłuczonego talerza. Na twarzy wymalowaną miał taką złość i zawziętość, że  nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, zdradzając tym samym swoją  obecność w kuchni. Podniósł swoje spojrzenie, które na mój widok odrobinę złagodniało i powiedział wyraźnie zasmucony. 

- Przepraszam, obudziłem cię. - podszedł do mnie ostrożnie starając się nie wdepnąć w szkło. Położył dłoń na moim policzku, drugą ręką objął mnie w talii i przyciskając do siebie złożył czuły pocałunek na mojej głowie. - Usiądź, zaraz zjemy kolację tylko to uprzątnę. - dodał wracając do sprzątania.

- Pomogę ci. Tylko muszę znaleźć zmiotkę. - to powiedziawszy zdałam sobie sprawę z absurdalności  moich słów. Jak niby chciałam mu pomóc skoro na chwilę obecną byłam pieprzoną kaleką, która bez kul nie była w stanie ustać na własnych  nogach a co dopiero pozamiatać. Ta myśl przytłoczyła mnie do tego stopnia, że w oczach wezbrały mi niechciane łzy. Potrząsnęłam szybko głową, by powstrzymać je przed wydostaniem się z oczu, ale nie umknęło to uwadze mojego chłopaka. Spojrzał na mnie i zmarszczył  brwi ze zdziwienia. 

- Hej, co jest? - zapytał podchodząc bliżej.

Popatrzyłam na niego zaszklonymi oczami i wybuchłam.

- Nawet nie mogę Ci pomóc przez te pieprzone kule! Mam dość! Chcę normalnie funkcjonować! - krzyczałam i zalewałam się łzami bezsilności. W złości odrzuciłam kule na bok i jak można było  przewidzieć upadłam na kolana. Niestety pech chciał, że amortyzując  upadek wsparłam się rękami na nieuprzątniętych kawałkach szkła. Byłam tak wściekła, że  nawet nie czułam bólu, który powinny wywoływać wbite w moje dłonie odłamki. Patrzyłam na stale powiększającą się na podłodze plamę krwi i nie mogłam przestać szlochać. Krystian widząc co się stało podbiegł do mnie szybko i biorąc na ręce zaczął uspokajać. Posadził mnie na wyspie kuchennej i pospiesznie wyciągnął z jednej z szafek apteczkę pierwszej pomocy.

- Pokaż. - powiedział delikatnie ujmując moje dłonie w swoje ręce. Uważnie przyjrzał się skaleczeniom i kręcąc głową stwierdził. - Muszę oczyścić rany. Uprzedzam, że nie będzie to przyjemne.

Tak jak powiedział, ból był okropny. Mimo że wyciągał pęsetą każdy odłamek szkła z ogromną ostrożnością i delikatnością. Powiedziałabym że obchodził się ze mną jak z jajkiem. 

- Auć. - syknęłam zaciskając z bólu zęby, kiedy wyciągał najgłębiej tkwiący kawałek.

- Wiem, przepraszam. - powiedział smutno. - musimy jechać, z tym na SOR. Trzeba to zszyć.

- Mogłam w ogóle stamtąd nie wychodzić. - zaśmiałam się ironicznie.

Zmierzył mnie wzrokiem. W jego oczach widać było irytację spowodowaną moim zachowaniem. Jednakże tylko pokręcił głową i nic nie mówiąc owinął delikatnie moje dłonie bandażem. Nadal milcząc wziął mnie na ręce i bez słowa zaniósł do samochodu. 

Cisza panująca w środku odbijała się echem w mojej głowie. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się ponownie pod szpitalem. Kobieta w rejestracji przyglądała nam się podejrzliwie. Wyraz jej twarzy zdradzał zdziwienie faktem, że  jesteśmy tu dzisiaj drugi raz.

- W czym mogę pomóc? - zapytała spoglądając na moje dłonie 

- Nieszczęśliwy wypadek podczas kolacji. Stłukłam talerz a kiedy chciałam posprzątać straciłam równowagę i upadłam na odłamki szkła.

- Rozumiem. - skomentowała pod nosem, wpisując informacje w komputer.

- Potrzebujemy kogoś kto to porządnie opatrzy i założy szwy. - pieklił się Krystian.

- Proszę usiąść i chwilę poczekać. - powiedziała z uśmiechem kobieta, wskazując nam wolne krzesła.

Chwila zdawała się trwać w nieskończoność. Po niemal dwóch godzinach siedzenia w poczekalni krakowskiego SORu, w końcu wyszedł do nas lekarz. Krystian kipiał ze złości i jedynie resztki silnej woli pozwoliły mu nad sobą zapanować. Widzialam jak zacisnął szczękę by powstrzymać się przed zbesztaniem pracowników tutejszej służby zdrowia i w milczeniu pomógł mi wejść do gabinetu.

Po około dwudziestu minutach miałam oczyszczone i zszyte rany, oraz założone opatrunki. Nie mogłam patrzeć na te bandaże. Jeszcze trochę a z zombie przeobraziłabym się w mumię. Zdusiłam jednak, ponownie narastającą we mnie frustrację. W milczeniu odebrałam od lekarza kartę informacyjną i wyduszając z siebie ciche dziękuję, skierowałam się do wyjścia podtrzymywana w talii silnymi rękoma mojego chłopaka. 

Gdy wróciliśmy do mieszkania, była już prawie dwudziesta trzecia. Na stole stały naczynia z nieruszoną przez nas kolacją. Krystian spojrzał na mnie pytająco, ale ja tylko pokręciłam głową. Nie miałam ochoty nic jeść. Pragnęłam zaszyć się w pokoju i zostać sama ze swoimi myślami.

- Zjem rano. Pójdę się położyć. - wydusiłam z siebie półgłosem.

Powoli poszłam do sypialni starając się trzymać kule tak, aby nie powyrywać sobie założonych przez lekarza szwów. Czułam na plecach spojrzenie Krystiana, ale nie chciałam rozmawiać. Weszłam do pokoju,  zatrzasnęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku.  

W ciągu dwudziestu lat swojego życia nie miałam takiego pecha, jaki prześladował mnie w ostatnim półroczu. Jakby zawisła nade mną  czarna chmura,  której nie mógł przepchnąć dalej nawet najsilniejszy wiatr. Ukryłam twarz w dłoniach by stłumić narastający we mnie gniew. Miałam dość skutków swojej impulsywności, musiałam się  uspokoić. Po kilku głębszych oddechach zdołałam zapanować nad emocjami. Zaczęła do mnie docierać absurdalność mojego zachowania. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego,  że potrzeba mi więcej niż jednych zajęć rehabilitacji. Zawsze powtarzałam,  że aby coś osiągnąć potrzeba wysiłku i ciężkiej pracy, więc  dlaczego teraz nie potrafiłam ukierunkować swojego myślenia na takie tory? Poddałam się? NIE! Nigdy nie miałam w zwyczaju poddawać się w dążeniu do celu. Zawsze konsekwentnie szłam do przodu, nie oglądając się  za siebie. Teraz też muszę się  tego trzymać. Wstanę rano, zamówię  taksówkę i pojadę prosto do gabinetu taty Krystiana. Z tym postanowieniem zakończyłam ten koszmarny dzień. 


***


Obudziłam się przed siódmą. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to ręka Krystiana oplatająca mnie w pasie i jego ciepły oddech wyczuwalny na mojej szyi. Delikatnie wyswobodziłam się z jego uścisku nie chcąc go obudzić. Usiadłam na skraju łóżka, przetarłam zaspane oczy i rozciągnęłam zdrętwiałe mięśnie. Za oknem było jeszcze szaro, słońce nie zdołało przebić się przez chmury co sprawiało, że miałam ochotę wrócić pod kołdrę i zostać tam, aż się wypogodzi. Ale nie taki był plan, nie takie było moje postanowienie. Wstalam więc ostrożnie,  z szafki wzięłam po cichu  T-shirt i dres i wyszłam z sypialni.

W łazience doprowadziłam się do względnego porządku. Skoro wyglądalam już niczym postać rodem z filmu "Mumia powraca",to pozostało mi tylko uczesać włosy i mieć nadzieję, że  nie wystraszę ludzi w tym nowoczesnym wieżowcu. Po wyjściu z łazienki wykręciłam numer Ubera i zamówiłam taksówkę pod ten adres. Wrzuciłam do torebki butelkę wody, narzuciłam na siebie płaszcz i mało pasujące do niego śniegowce, ale niestety narazie byłam skazana na płaskie obuwie. Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się wprost do windy. 

Przed wyjściem z budynku poprawiłam jeszcze włosy tak by zasłaniały mój rozwalony policzek. Nie chciałam stać się porannym koszmarem Bogu ducha winnego kierowcy taksówki. 

Gdy wyszłam na zewnątrz w moją twarz uderzył powiew mroźnego powietrza. Na szczęście nie musiałam długo marznąć, gdyż samochód już  na mnie czekał. 

- Dzień dobry. - powiedziałam wsiadając do taksówki. 

-Dzień dobry. - odpowiedział mężczyzna w średnim wieku, przyglądając mi się badawczo. Jego wyraz twarzy zdradzał co myśli. Pewnie wyglądałam jak ofiara przemocy domowej. Nie miałam jednak ochoty zwierzać się obcemu człowiekowi, więc po prostu odwróciłam wzrok i podałam tylko adres pod który chciałam dojechać. 

Punktualnie o ósmej stałam u progu wejścia do budynku w którym mieścił  się gabinet Pana Andrzeja. Nabrałam powietrza w płuca i nie czekając, aż opuści mnie wszelka motywacja, weszłam do środka. W windzie wybrałam siedemnaste piętro i zaczęłam odliczać czas tej "podróży". Drzwi windy rozsunęły się skrzypiąc złowieszczo. Zaśmiałam się pod nosem bo naszła mnie myśl, że nawet winda nadaje mojemu wyglądowi klimat jak z horroru. Gdy wyszłam na korytarz spotykając spojrzenie zaskoczonej recepcjonistki, zastanawiałam się czy powiedzieć "dzień dobry", czy też bardziej stosowny będzie zwrot "cukierek albo psikus"?  Pokręciłam głową odganiając te głupie myśli i po prostu podeszłam się przywitać.

- Dzień dobry. Jest może już Pan Andrzej z PNN Medica? - zapytałam starając się brzmieć spokojnie i naturalnie. - Jeśli ma chwilę, chciałabym poćwiczyć. 

- Tak, jest w gabinecie. Kogo zapowiedzieć? - zapytała kobieta łagodnym tonem.

- Angelika. Jestem dziewczyną Krystiana. 

- Ach tak. Teraz kojarzę. - rzuciła z entuzjazmem wybierając numer telefonu znajdującego się wewnątrz gabinetu. Po przekazaniu informacji o mojej obecności, rozłączyła się i z uśmiechem dodała. - Możesz wejść. 

- Dziękuję - odwzajemniłam jej uśmiech. 

W duchu odliczyłam do trzech po czym zapukałam do drzwi. Weszłam do środka słysząc za nimi krótkie "Proszę" wypowiedziane przez tatę Krystiana. Na mój widok zmył się z jego twarzy szeroki uśmiech a zastąpił go prawdziwy wstrząs.

- Chryste, Angelika co ci się stało? - zapytał spanikowany podchodząc do mnie i pomagając mi usiąść na kozetce. - Mam nadzieję, że  mój syn nie ma z tym nic wspólnego? 

Odpowiedziałam mu wymowną ciszą. Ostatnio milczenie stało się moim sposobem na radzenie sobie z problemami. Zamykałam się w sobie, budując wokół siebie wysoki mur. Jako przyszły psychoterapeuta zdawałam sobie sprawę ze szkodliwości mojego postępowania, ale nie umiałam inaczej.

- Czyli jednak Krystian. - przerwał tę grobową ciszę. - Proszę powiedz mi co się stało, bym nie musiał snuć błędnych domysłów. 

Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, takie same jak u Krystiana i zaczęłam wyrzucać z siebie wydarzenia ostatniej doby. Opowiedziałam o tym co sie stało na uczelni i o tym co miało miejsce zanim zdążyliśmy usiąść do kolacji.

- To wszystko. - wydusiłam z siebie ocierając z policzka zagubioną łzę.- To wszystko to nieszczęśliwe wypadki. Proszę nie robić  Krystianowi z tego powodu wymówek. - spojrzałam na niego błagalnie.

- Dobrze. Nie będę się wtrącał jeśli o to prosisz. Ale pamiętaj, że nie popieram przemocy wobec kobiet i jeśli to się powtórzy nie zostawię na nim suchej nitki. On musi nauczyć się panować nad swoimi emocjami.... i ty też. - dodał kończąc ten przykry temat. 

Byliśmy w trakcie ćwiczeń gdy w gabinecie rozbrzmiał telefon. 

- Przepraszam cię na moment. Muszę odebrać. - powiedział Pan Andrzej odchodząc na bok.

Słyszałam jak przytakuje na zadawane mu pytania i każe swojemu rozmowcy uspokoić się.

- To Krystian. - oznajmił z westchnieniem.- Nie powiedziałaś mu że  tu jedziesz?

W tym momencie zdałam siebie sprawę ze swojego karygodnego niedopatrzenia.

- O Boże. - jęknęłam zasłaniając dłonią  usta. - Zapomniałam zostawić mu kartkę. Nie chciałam go budzić. 

- Jest mocno spanikowany. Pewnie zaraz tu wpadnie, nawet  nie pukając.   

Wróciliśmy do ćwiczeń , ale świadoma swojego błędu nie potrafiłam się skoncentrować na wykonywaniu instrukcji. Każda chwila była jednym wielkim oczekiwaniem, do czasu aż do środka wbiegł mój chłopak.  Poderwałam się szybko do pozycji siedzącej a sekundę później byłam już w jego objęciach.

- Chryste... myślałem że  odeszłaś. - powiedział w moje włosy drżąc z emocji. - Nie rób tak więcej. Prawie postradałem zmysły gdy obudziłem się a ciebie nigdzie nie było. Pojechałem na uczelnię, później do twojej cioci, zadzwoniłem do Dominiki i do twojej kuzynki. Nikt cię nie widział, nikt nie miał od ciebie informacji. Byłem nawet na dworcu zapytać czy nie kupowałaś biletu do Sopotu. - spojrzał na mnie zaszklonymi od łez oczami a ja przytłoczona wyrzutami sumienia nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej oprócz:

- Przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podziękowania

Kochani. To już koniec historii Angeliki i Krystiana. Mam nadzieję, że będziecie ją długo wspominać. Dziękuję za to, że  tak cierpliwie i wi...